2 listopada 2016 Nie sądzę, żebym potrafił zawładnąć tłumem – podsumowanie Festiwalu Conrada
Za oknem Ratusz i snop światła rzucany w ciemność. Przez okno z Pałacu Czeczotki widać Rynek i Sukiennice. Jeśli spojrzy się pod odpowiednim kątem, to na powierzchni szyby można zobaczyć również własne odbicie. W Pałacu Czeczotki gromadzą się ludzie.
„Jestem tutaj od rana” – mówi ktoś, kto miał wyjść dwie godziny temu, ale został jeszcze posłuchać. „Nie mogłam sobie odmówić” – mówi ktoś inny, kto planował być tylko w poniedziałek, ale został do niedzieli. W siedmiodniowym święcie literatury w Krakowie wzięło udział blisko 15 tysięcy uczestników.
„Myślimy o literaturze tak, jak myślą pisarze i czytelnicy” – w tej demokratycznej formule zwiera się idea Festiwalu Conrada, który od lat buduje pogłębioną relację z publicznością. W ostatnim czasie w jej ręce oddaje również istotne decyzje. Podczas Festiwalu publiczność nie tylko aktywnie uczestniczy w spotkaniach, lecz także przyznaje nagrody. Najważniejszą jest Nagroda Conrada za najlepszy debiut. Jej celem jest zwrócenie uwagi na pisarzy, którzy swoją publiczność dopiero zdobywają. Grzegorz Jankowicz podczas spotkania „Literatura, czyli osiemnasty wielbłąd”, które można potraktować jako symboliczne otwarcie Festiwalu, mówił, że chodzi o to, by pisarzy zaprosić z powrotem do rzeczywistości, aby mogli nad nią rozpocząć innego rodzaju pracę. Pracę zmysłów, języka i emocji, nie wolną od napięć, lecz prowadzącą do mapowania świata wciąż na nowo.