Wspólnoty. Idea festiwalu

Українська версія нижче

Wspólnoty nie zawiązują się samorzutnie, bo nie są naturalnym związkiem krwi. Tym każda wspólnota różni się od rodziny, że tworzy się poprzez wybór przynależności: nikt nie wybiera swoich rodziców i nikt nie może ich z własnej historii wymazać, natomiast zawsze możliwa jest naturalizacja w obcym kraju i transfer między politycznymi frakcjami. Można się przeistoczyć z religijnego fanatyka w społecznego altruistę, nie można jednak—jeszcze nie—zmienić struktury własnego DNA. Nic dziwnego więc, że ktokolwiek myśli o umocnieniu, o konsolidacji wspólnoty, odwołuje się do wzorca albo metafory rodziny, gdyż jest ona nieuchronnym spoiwem między jednostkami.

              O jednej wielkiej rodzinie marzy władza dumna ze swego narodowego charakteru, o rodzinie mniejszego zasięgu, ale też nierozerwalnej, marzy każda wielka korporacja. To bez wątpienia dwa najważniejsze modele wspólnotowe nowoczesności: naródkorporacja. Obydwa wspierają się na różnicy względem innych wspólnot: naród czuje się najbardziej sobą, gdy nikt go nie zaraża odmiennością, korporacja istnieje po to, by wygrać walkę z rynkowymi konkurentami. Nacjonalizm i kapitalizm skodyfikowały swoje reguły mniej więcej w tym samym czasie, nic więc dziwnego, że największe i najtragiczniejsze eksperymenty społeczne XX wieku—komunizm i faszyzm—musiały się jakoś do tego powinowactwa odnieść. Komunizm przez podwójną negację (ani naród, ani kapitał), faszyzm przez podwójną afirmację (i naród, i kapitał).

              Dzisiejsza modernizacja nie jest już modernizacją dnia wczorajszego, nie tylko z powodu ekspansji nowych technologii, lecz z powodu ciągłego przedefiniowywania pojęcia rodziny Patriarchalny układ relacji w coraz mniejszym stopniu determinuje kształt dzisiejszej rodziny, która coraz częściej – dzięki wsparciu lokalnego prawa – przyjmuje postać związku nieheteronormatywnego. Demontaż patriarchatu i dominacji jednej płci nad drugą są obietnicą innej modernizacji—opartej na myśleniu partnerskim (jesteśmy inni, więc możemy się porozumieć, bo mamy wspólny interes), nie konkurencyjnym (jesteśmy inni, więc porozumienie jest niemożliwe, bo nasze interesy się rozmijają). Z tego punktu widzenia nacjonalizm i kapitalizm są mocnymi ostojami konserwatywnej utopii wspólnoty jako jednej wielkiej rodziny, w której nie ma miejsca na odrębność afiliacji. Nacjonalizm i kapitalizm funkcjonują na zasadzie wyłączenia: kto nie jest z nami jest przeciwko nam. Łatwo zauważyć, że w oparciu o tę samą zasadę działa Kościół katolicki, trzeci filar anty-modernizacyjnej potęgi. Nie ma łatwego życia w kraju, w którym Naród, Korporacja i Kościół mówią tym samym językiem.

            Przełomowym punktem w definiowaniu wspólnot była teza o ich wyobrażonym charakterze. Każda wspólnota jest tworem sztucznym (nie naturalnym), powołanym do istnienia wokół czegoś, co pośredniczy między jej członkami, a co nie istnieje w świecie fizycznym. Wspólnoty zawiązują się wokół symboli, przedmiotów pożądania, wartości, potrzeb, które łączą dopóty, dopóki członkowie wspólnot mają w tym łączeniu wspólny interes, rozłączają natomiast, gdy te interesy ulegają poróżnieniom. Do istoty ludzkich wyobrażeń należy to, że ciągle zmieniają się pod wpływem społecznej dynamiki, podobnie jak do istoty społecznych symboli należy to, że się nieuchronnie pod naciskiem codziennego życia wyczerpują i domagają reinterpretacji albo likwidacji. Ta zmiana, to wyczerpywanie się, ta reinterpretacja, bez której nie istnieje współczesne życie społeczne, prowadzi do kruszenia się fundamentów wspólnot dużego zasięgu: żaden symbol nie jest w stanie utrzymać w kulturowej czy politycznej gotowości całego narodu, wystawionego na działanie sprzecznych impulsów kultury. O ile wspólnoty narodowe trzymają się mocno w poczuciu zagrożenia obcą interwencją, to brak militarnego konfliktu prowadzić musi do ulatniania się tożsamościowych motywacji. Zanikanie wspólnot, które coraz wyraźniej dostrzegamy dookoła, jest zrozumiałą reakcją na ich sztuczne podtrzymywanie przy życiu. Te dwa arcynowoczesne ruchy—konsolidacja i rozproszenie wspólnot—definiują lepiej niż cokolwiek innego nasze życie grupowe. Im mocniej działa impuls rozkładania wspólnot, tym silniej działa impuls ich składania na nowo i odwrotnie: im silniejsza pokusa tożsamości, tym mocniejsze potrzeby indywidualizacji. Nowoczesność nauczyła nas, że nie żyjemy wszyscy razem, choć czasami bardzo tego chcemy, a czasem nawet zmuszamy do tego innych.

            Czy literatura współczesna zdaje sobie (i nam) z tej dynamiki sprawę? Gdzie na jej obszarze widać pragnienie konsolidacji wspólnotowej, a gdzie tego pragnienia uwiąd? Czy zanikanie wspólnot, które odpowiada odśrodkowym energiom nowoczesności, jest znakiem nadziei, czy raczej beznadziei czasów, w których żyjemy? I czy literatura ten zanik odnotowuje? A może literatura—jako dominująca instytucja kultury—na osłabienie myślenia wspólnotowego pozwolić sobie nie może? A może właśnie z tego osłabienia płynie jej energia? No cóż, tak to właśnie jest z literaturą: nie wiadomo, gdzie tak naprawdę lokuje swoje potrzeby i kto do czego jej żywotnie potrzebuje.

prof. Michał Paweł Markowski

Dyrektor Artystyczny Festiwalu Conrada

 

СКАЧАТИ: Фестиваль Конрада 2022