4 listopada 2010 W poszukiwaniu klucza do „innych światów, innych języków”

Wczorajsze kameralne spotkanie w Kakowskiej PWST pt. „Inne światy, inne języki” poświęcone było w całości tematyce reportażu, jego odmian oraz tradycji tego popularnego dzisiaj gatunku. Gośćmi Romana Kurkiewicza byli młodzi, ale już uznani polscy reportażyści: autorka nagradzanego „Ronda de Gaulle'a” Olga Stanisławska, twórca nominowanego do Nagrody im. Beaty Pawlak zbioru „Czwarty pożar Teheranu” - Marek Kęskawiec oraz Mateusz Marczewski, który ma na swoim koncie m. in. głośny zbioru tekstów poświęconych kulturze Aborygenów. Paneliści starali się odpowiedzieć na pytanie o to, czym jest reportaż i czy da się w ogóle stworzyć jego spójną definicje, czy istnieje doskonałość oglądu i niepodważalność faktu (tu zdania były podzielone), jaką władzę posiada w swoim ręku twórca reportażu oraz jakie miejsce zajmował będzie ten gatunek w przyszłości zdominowanej przez Internet.

Roman Kurkiewicz pytał m. in. o istnienie „świata poza Polską”, którego istnienie „udowadniają” w swojej pracy pisarze-reporterzy, tworząc swoje teksty na podobieństwo tłumaczeń z języków, tradycji i obcych kultur. Czy podróżowanie po egzotycznych i często niebezpiecznych rejonach świata przynosi jakieś zauważalne zmiany w sposobie postrzegania świat, siebie, Polski? Zadziwiająco blisko idei Festiwalu Conrada brzmiały odpowiedzi uczestników. Kęskawiec mówił: „Dla mnie to były przede wszystkim podróże w głąb siebie... Kazały mi sprawdzić to, jak radze sobie w nowych sytuacjach, jak tłumie strach i jak działam w kontaktach międzyludzkich. Dowiedziałem się, że świat się bardzo przesunął i że jako Polak mieszkam w tej lepszej, centralnej, bezpieczniejszej części świata. Doświadczenia te dały mi trochę dystansu do rzeczywistości, w której żyję na co dzień. O Polsce dowiedziałem się, że problemy, które ma są - w starciu z „gorszą” połową świata - szansą. Mamy swojej pięć minut i powinniśmy wykorzystać możliwości - jak to robi np. Brazylia”. W tym miejscu Roman Kurkiewicz pokusił się o ironiczny komentarz: „Nie traćmy nadziei – wybierzmy kobietę na prezydenta…”.

Autor zbioru reportaży poświęconego kulturze Aborygenów „Niewidzialni" – Mateusz Marczewski dodawała: Podróżowanie i poznawanie świata pozwoliło mi trochę o Polsce zapomnieć”. Dla Stanisławskiej „inne światy” dały nowe spojrzenie na polską utraconą wielokulturowość. Kontynuatorka drogi Conrada i Kapuścińskiego – jak ją określał Wojciech Giełżyński – Olga Stanisławska pracuje właśnie nad nową książką: „Moje doświadczanie świata pokazało mi, że bardziej naturalna jest inności i różnorodności, niż homogeniczność. W tej chwili piszę książkę o Polsce międzywojennej. Mój ojciec wychowywał się jeszcze w takim wielokulturowym, bogatym i zróżnicowanym, a przez to fascynującym świecie. Rok w Sarajewie pozwolił mi na lepsze zrozumienie tamtego czasu”. Za chwile autorka wypowiedziała trochę mimochodem, być może najważniejsze słowa w trakcie tego spotkania: „Klucz do naszej własnej przeszłości być może leży gdzieś indziej, poza nami i naszym krajem”.

Roman Kurkiewicz wraz z uczestnikami spotkania sporo miejsca poświęcił również zagadnieniu fikcjonalizowania reportażu, manipulowania formą. Dyskutanci długo zastanawiali się nad słynnym pytaniem, któremu sporo miejsca poświęcili swego czasu Marquez i Kapuściński. Prowadzący przypomniał warsztaty z udziałem obu wielkich twórców, na których kolumbijski powieściopisarz i zasłużony reportażysta zapytał Kapuścińskiego: „Czy wolno dopisać cierpiącej kobiecie spływającą łzę po policzku?”. Marquez twierdził, że tak. Zapytany o to autor „Cesarza” odpowiedział jedynie uśmiechem. Postać tego ostatniego nieustannie powracała w czasie dyskusji w kontekście niedawnej publikacji Artura Domosławskiego, która wywołała taki wielka debatę jeszcze na długo przed ukazaniem się książki.

Zgromadzoną publiczność urzekło pytanie starszej Pani, jak się okazało, wiernej fanki audycji radiowych Romana Kurkiewicza, która przyszła na spotkania specjalnie dla niego, żeby zapytać o to…, jaki jest skład chemiczny łez smutku i radości? Zaskoczony trudnym pytaniem Kurkiewicz obiecał, że uruchomi kontakty i zbada tę sprawę. Po chwili zastanowienia wysunął jednak śmiałą hipotezę: „Łzy radości muszą być słone – łzy smutku słodkie. Tak, żeby była równowaga”.