16 listopada 2013 Pierwsza rozmowa z laureatami

Pierwsza rozmowa z laureatami Nagrody im. Wisławy Szymborskiej - Krystyną Dąbrowską i Łukaszem Jaroszem. Rozmawia Paulina Małochleb.


Skąd się bierze wiersz?

Krystyna Dąbrowska: Nigdy nie mam pewności, co z tego, co przeżywam i co obserwuję, zamieni się w tekst poetycki. Dlatego dużo notuję, bo wszystko może się przydać – każda podpatrzona scenka, podsłuchana rozmowa, opowiedziana przez kogoś historia. Masz rację, że ważny jest dla mnie zmysł wzroku, i tak jak malarz szkicuję sobie twarze i widoki, tylko zamiast kreski i plamy używam słów. Te notatki są tworzywem, z którego czerpią wiersze – ale i tak, kiedy wiersze przychodzą, są zawsze niespodzianką.

Łukasz Jarosz: Wiele utworów powstało właśnie na bazie zauważonych, zasłyszanych, zaobserwowanych sytuacji, rozmów, miejsc. Wszystko to oczywiście przetrawione zostaje przez wnętrze, język, który czasem, a może prawie zawsze,  nie potrafi sprostać rzeczywistości. Pisać wiersze to wg. mnie wciąż się mieć na baczności, być uważnym, napiętym, wyczulonym na słowo.

Jaką rolę w Twoim pisaniu spełnia tłumaczenie? Czy to zupełnie odrębne zajęcie, niepowiązane z Twoją poezją? Czy też może traktujesz to jako pewnego rodzaju szkołę języka i warsztatu?

Krystyna Dąbrowska: Tłumaczenie, szczególnie poezji, na pewno jest ważne dla mojego pisania, chociaż nie myślę, żeby autorzy, których wiersze przekładałam, mieli bezpośredni wpływ na mój poetycki język. Chodzi raczej o to, że praca nad przekładem wiersza wyostrza uwagę, każe wsłuchać się w każde słowo i pauzę, pozwala rozgryźć tajniki czyjejś poetyckiej roboty. To świetne ćwiczenie warsztatowe. Jako ćwiczenie, ale też zabawę traktowałam na przykład tłumaczenie wczesnych wierszy W. B. Yeatsa, pełnych rygorów formalnych (regularne metrum, rymy), jakich we własnych wierszach sobie nie narzucam. Przekładając teksty zupełnie inne od moich, a mimo to, albo właśnie dlatego pociągające, odpoczywam od swojego sposobu mówienia. Łatwiej mi później w nowy sposób spojrzeć na to, co piszę.

Jaka jest relacja poezji i życia? Czy poezja to margines pisania? Czy odwrotnie? I jakie miejsce w tej hierarchii zajmuje muzyka?

Łukasz Jarosz: W moim przypadku życie i poezja chyba raczej się splatają ze sobą, najprościej rzecz biorąc nie potrafię napisać wiersza, którego źródłem nie byłoby w jakimś sensie moje życie, rodzina, jej przeszłość, trwanie. Muzyka jest dla mnie bardzo ważna. Od najmłodszych lat grałem również na perkusji, to moja wielka pasja. Nagrywam po to, żeby sobie tego posłuchać, żeby nagrać to, czego brakowało mi w muzycznym świecie. Czasem pojawia się na tych płytach jakiś poetycki tekst, czasem nie. Tak czy siak łatwiej napisać mi jest wiersz niż tekst do utworu muzycznego; w poezji czuję się bardziej wolny.

 Czy poezja we współczesnym świecie ma szansę na zdobycie popularności społecznej? A przede wszystkim - czy w ogóle poezji popularność jest potrzebna?

Krystyna Dąbrowska: Poezji dzisiaj nie grozi zdobycie szerokiej popularności – nawet najbardziej uznany poeta nie może liczyć na bycie gwiazdą popkultury, co zdarza się autorom prozy. Nie ubolewałabym nad tym. Niszowość poezji chroni ją przez zbanalizowaniem. Niepokoi mnie jednak, że ta nisza staje się już zbyt głęboka: wystarczy spojrzeć na księgarnie, w których półki z poezją są coraz chudsze i to najczęściej upchnięte w jakimś wstydliwym kącie. Słabo jest z dystrybucją tomików wierszy, a w prasie, nawet w pismach literackich (może poza „Literaturą na Świecie”) nie ma miejsca na recenzje z prawdziwego zdarzenia.

Łukasz Jarosz: Nie wiem, czy poezja zdobędzie popularność, nigdy się nad tym nie zastanawiałem i w sumie nie obchodzi mnie to. Poezja jest chyba sprawą zbyt intymną, duchową, by zdobyła jakąkolwiek popularność, uznanie, sławę. Wiersz należy przeżywać w odosobnieniu, sam na sam. Wiersz zbyt wiele wymaga od człowieka, zbyt go angażuje, wciąga. To nie jest popularne. Poezja zmusza do pokory, potrzebuje, zabiera nas całego.


Krystyna Dąbrowska, fot. Roman Lipiogórski
Łukasz Jarosz, fot. Adrian Spuła