25 października 2019 Strzeż się papierowych charakterów

„Reportaż to wersja zdarzeń, która uczestnikom tego przedsięwzięcia, a więc i bohaterom, i reporterowi, wydaje się niezmyślona” – ta definicja, stworzona przez Mariusza Szczygła, mogłaby stać się mottem czwartego dnia Festiwalu Conrada. Wczoraj w Pałacu Czeczotka granica między prawdą a fikcją była wyjątkowo cienka.

Z pozoru sprawa jest prosta: Wszystko, co się wydarzyło, jest prawdą, cała reszta to fikcja. Jednak to, co świetnie brzmi w teorii, nie zawsze sprawdza się w literackiej praktyce. Dla przykładu Almudena Grandes każdą ze swoich powieści opiera na prawdziwych epizodach z hiszpańskiej historii. Jak wczoraj wspominała, przez długi czas zapisywała w zeszytach powojenne opowieści, zastanawiając się, jak połączyć je w jedną książkę. Ostatecznie zdecydowała się na cykl – i tak powstały poświęcone 25 latom frankizmu Epizody niekończącej się wojny. „Piszę, bo zdałam sobie sprawę, że my – Hiszpanie – mamy pod stopami kopalnię złota: wystarczy tylko schylić się i pokopać, żeby odkryć niesamowite opowieści” – mówiła. Choć część krytyków nazywa jej książki powieściami historycznymi, ona nie do końca zgadza się z tym mianem. Jak tłumaczy, w jej dziełach jest dużo więcej emocji niż w klasykach tego gatunku. „Gdy piszesz inspirowaną faktami powieść, musisz znaleźć balans między wolnością a wiernością. Z jednej strony trzeba zostawić miejsce na fantazję, wystrzegać się papierowych charakterów, ale z drugiej nie można zdradzić swoich bohaterów” – tłumaczyła.

O ile pisarz może swobodnie zacierać granice między prawdą a fikcją, o tyle reporterowi nie wolno jej przekroczyć. Jednak to – znowu – tylko teoria, bo przecież pamięć świadków, bohaterów czy nawet samych reporterów bywa ulotna. „Zastanawiam się czasem, czy słowa »pamięć« nie trzeba by zapisywać w cudzysłowie. Nasze wspomnienia są względne, podatne na manipulacje i trudne do uchwycenia” – mówił wczoraj Mariusz Szczygieł. Z tematem pamięci wiąże się jego książka Nie ma, za którą reporter otrzymał w tym roku Nagrodę Literacką Nike. Wyróżniona publikacja to zbiór reportaży o nieobecności i przemijaniu oraz o sposobach radzenia sobie z tymi stanami bądź procesami. „Chciałem pokazać historie ludzi, którzy od »nie ma« dochodzą do »ma«, albo takich, którzy owemu »nie ma« próbują zapobiec” – zauważył, dodając, że zbiór miał dla niego wyjątkowo osobisty wymiar. – „Reportaż to zwykle służebny temat: piszemy, żeby zwrócić uwagę na jakiś problem, zainterweniować. Czasem jednak szukamy tematów, które pomagają naprawić coś w nas samych, tak by po skończeniu pracy stać się odrobinę innym człowiekiem”.

Ciekawym splotem fikcji i faktów jest zbiór korespondencji Wisławy Szymborskiej i Stanisława Barańczaka wydany niedawno w tomie zatytułowanym Inne pozytywne uczucia też wchodzą w grę. Listy z lat 1972–2011 oraz towarzyszące im rysunki i wyklejanki składają się na książkę, którą można interpretować tak na literaturoznawczym, jak i emocjonalno-towarzyskim poziomie. „W pierwszych latach listy, które między sobą wymieniali, były czysto techniczne, dotyczyły książek, tłumaczeń, krytyki literackiej. Szybko jednak znaleźli płaszczyznę porozumienia, zwłaszcza w kwestii humoru” – mówił wczoraj Piotr Śliwiński.

– „Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że ten humor, z którego Barańczak był znany, zaszczepiła mu właśnie Szymborska”. Listy pokazują jednak, że i noblistka sporo zawdzięczała Barańczakowi. Jak wskazał Michał Rusinek, ta korespondencja to też zapis mozolnych starań o docenienie Szymborskiej za oceanem. „Na ich przykładzie doskonale widać, jak wiele pracy włożył Barańczak w to, by Szymborska zaistniała w świadomości ważnych dla niego poetów i krytyków” – stwierdził były sekretarz noblistki.

Szymborska i Barańczak to nie jedyni poeci, których twórczość przypominano w czwartym dniu festiwalu. Podczas gdy dorośli (albo prawie dorośli) miłośnicy literatury dyskutowali w Pałacu Czeczotka, mali fani książek rymowali i śpiewali w rytm utworów Jana Brzechwy. Wczoraj bowiem ruszyło pasmo wydarzeń dla dzieci i rodzin. Przez trzy najbliższe dni na dzieci i ich opiekunów czekają m.in. takie wydarzenia, jak: draka muzyczna, warsztaty zero waste, spacer przyrodniczy i zajęcia dla „najnajów” czyli niemowlaków od 6 miesiąca życia.

Będący właśnie na półmetku Festiwal Conrada można postrzegać jako maraton nie tylko literacki, ale i filmowy. Publiczność, oprócz seansu w Kinie Pod Baranami, mogła wczoraj w Muzeum Inżynierii Miejskiej obejrzeć serial Babilon Berlin w rekordowej dawce sześciu odcinków. Pokaz odbywał się w ramach pasma „Berlin międzywojnia, preludium do katastrofy”, którego celem jest bliższe przyjrzenie się klimatowi niemieckiej metropolii lat 20. Oprócz serialowego maratonu, którego druga część już w sobotę, w programie znalazły się również dyskusje i prezentacja instalacji Gabinet (również w MiM).